Do naszej wspólnoty dołączył o.Michał Gutkowski SJ, który do niedawna był dyrektorem GJ i OLJ w Gdyni. W ten sposób wspólnotę tworzą: o.Adolf, o.Herbert, o.Michał, oraz Daniel (seminarzysta z neokatechumenatu) i dwóch scholastyków – Marcin i ja. Czekamy na przyjazd ostatniego domownika, jezuity z Wietnamu – o.Thé, który ma pojawić się w Aarhus za miesiąc.
Lourdes
Ostatni tydzień spędziłem w Lourdes uczestnicząc w dorocznej pielgrzymce krajów skandynawskich. Bardzo ciekawe miejsce, wspaniali ludzie – całość wywarła na mnie duże wrażenie. Wśród niemal stu uczestników z Norwegii, Szwecji i Danii część stanowili ludzie nie w pełni sprawni fizycznie (starsi oraz mający kłopoty z poruszaniem się). Stąd moim głównym zadaniem była pomoc takim osobom, by mogli uczestniczyć w różnych wydarzeniach w ciągu dnia (posiłki, modlitwa, procesje). Dużym utrudnieniem był brak znajomości języka duńskiego, dlatego z konieczności porozumiewałem się po angielsku (duża część Skandynawów mówi płynnie w tym języku). Nie brakowało też ludzi mówiących po polsku (w sumie kilkanaście osób). Dzięki nim mogłem komunikować się z tymi, którzy nie mówili w żadnym z tych języków.
W trakcie tych kilku dni odkrywaliśmy cały kompleks sanktuarium, w którym znajduje się kilka (około 10!) kaplic, droga krzyżowa, miejsca noclegowe dla pielgrzymów i oczywiście Grota – miejsce objawień Matki Bożej w 1858 roku. Uczestniczyliśmy w procesjach, nabożeństwach i innych wydarzeniach religijnych. Poza tym był czas na osobistą modlitwę, nie zabrakło luźnych spotkań i pogodnego wieczoru przygotowanego przez młodych wolontariuszy.
To, co widziałem, zostanie na długo w mojej pamięci. Mam nadzieję, że zdjęcia przybliżą Wam to niezwykłe miejsce.
Dzień jak (nie) co dzień
Dziś był niezwykle ciekawy dzień. Zaraz po szybkim śniadaniu wyruszyliśmy samochodem na prom, który miał zabrać nas na Samsø – niewielką wyspę niedaleko Jutlandii, gdzie raz w miesiącu odbywają się Msze Św. dla tamtejszych katolików. Podróż promem zajęła niecałą godzinę, potem mieliśmy czas na zwiedzanie tej niezwykłej wyspy. Poza tym, że jest niewielka (z jednego końca na drugi można przejechać rowerem w 1,5h; mieszka tu ok. 4 tys. ludzi), ekologiczna (zerowa emisja CO2, korzystanie z odnawialnych źródeł energii całkowicie zaspokaja potrzeby mieszkańców) i bardzo piękna, to jeszcze słynie z uprawianych tam ziemniaków, których specyficzny smak doceniają nie tylko Duńczycy. Za kilogram takich ziemniaków można zapłacić nawet ponad 100 Euro! Sama wyspa wzięła swoją nazwę od nazwiska kochanki jednego z królów Duńskich, który w dowód miłości podarował swojej ukochanej wyspę. Jej potomkowi, właścicielowi większej części wyspy, mieliśmy nawet okazję uścisnąć rękę, gdy zwiedzaliśmy tereny wokół jego posiadłości.
Na wyspie uczestniczyliśmy we Mszy Św. z chrztem dziecka, a później odwiedziliśmy Polską rodzinę, która ugościła nas wspaniałym obiadem. Późnym popołudniem wróciliśmy promem na Jutlandię, żeby zaraz po przebraniu się pojechać na wesele katolików obrządku chaldejskiego. Młoda para, z pochodzenia Irakijczycy, wyglądali na mocno stremowanych. Nie dziwię się, skoro na weselu bawiło się jakieś 500 (może 600) osób! Ogromny hałas, wrzawa, śpiewy, tańce, ogłuszający dźwięk muzyki i niezwykłe instrumenty powtarzające na okrągło jeden rytm – trudno to wszystko opisać! Wprawdzie nie zostaliśmy długo na weselu, ale wrażeń – jak na jeden dzień – nam nie zabrakło.
Kościół w Danii
To, co rzuca się w oczy od samego początku mojego pobytu w Aarhus, to dwie rzeczy, które różnią Kościół Katolicki w Danii od tego w Polsce. Po pierwsze – tutaj jest on w mniejszości, co zrozumiałe jest ze względów historycznych. Od 1536 roku religią państwową jest protestantyzm, stąd większość (3/4) obywateli należy do Duńskiego Kościoła Narodowego (Den Danske Folkekirke). Katolików w całej Danii jest zaledwie niecałe 40 tysięcy, co stanowi mniej niż 1% populacji. Po drugie – jest on niezwykle międzynarodowy. W całym kraju jest bardzo wielu imigrantów, a w naszej parafii jest ponad 90 narodowości!
Oba czynniki wpływają na charakter katolicyzmu obecny w tym kraju. Pierwszy z nich sprawia, że praktycznie żaden Duńczyk nie wychował się w katolickiej rodzinie – w naszej parafii, choć Duńczyków jest wielu, to jednak wszyscy (o ile wiem) są konwertytami. Drugi ze wspomnianych czynników wpływa na to, że trudno dokładnie określić oblicze katolicyzmu Duńczyków. Imigranci, stanowią w Danii pokaźną liczbę, a wśród księży i zakonnic – większość. Z jednej strony jest to więc Kościół różnorodny, rozwijający się, gdzie świeccy bardzo angażują się w jego życie, a zarazem cierpiący na brak powołań, negatywne stereotypy i niezrozumienie (częste zarzuty: brak kobiet-księży, celibat duchownych, kult Maryi i świętych). Już teraz odkrywam, że Dania, choć nie jest łatwym, to z pewnością ciekawym miejscem na magisterkę.
początki
Minęło już kilka dni, odkąd przyjechałem do Aarhus. W niedzielę przypadało wspomnienie Św. Ignacego z Loyoli, założyciela jezuitów. Świętowaliśmy naprawdę uroczyście, bo na głównej Mszy Św. pojawiło się aż czterech młodych jezuitów (scholastyków)!!! To chyba rekord. Oprócz mnie i Marcina (na magisterce w Aarhus od roku), byli obecni Paweł (właśnie kończy magisterkę) oraz Przemek (przyjechał na miesięczny kurs duńskiego). Pokaźną liczbę jezuitów wzmacniali o.Adolf (tutejszy przełożony) oraz o.Herbert (proboszcz). Obaj od wielu lat (chyba 40!) pracują w Danii, pierwszy to Dolnosaksończyk, drugi Ślązak. Ludzie przyjęli nas bardzo miło. Po Mszy mieliśmy okazję porozmawiać przy kawie i ciastku (na razie po angielsku, ale wkrótce zaczynam zajęcia z duńskiego8-).