Czyż to nie fascynujące, że symboliczną datę narodzin Jezusa uznano na całym świecie za początek nowej ery? Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim czytelnikom mojego bloga, aby pamiątka przyjścia Naszego Zbawiciela na świat była naprawdę wielkim świętem w Waszym życiu. Pokoju i radości ‘nie z tej ziemi’:-) Trzymajcie się!
Archiwum autora: sensej
Przed świętami…
Już niedługo Święta Bożego Narodzenia, które po raz pierwszy będę przeżywał poza Polską. Za niektórymi polskimi zwyczajami świątecznymi będę tęsknił (jak np. dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa, kolędy), ale w Danii też poznaję inne, ciekawe tradycje. Okazuje się, że jest ich na tyle dużo, że nie wymienię ich nawet w połowie.
Poza niewątpliwymi zbieżnościami między polskimi a duńskimi zwyczajami okołobożonarodzeniowymi (chociażby wieńcem adwentowym – ‘adventkrans’, czy prezentami pod choinką 24. grudnia) są również różnice. Boże Narodzenie (‘Jul’) wiążę się z głównie elfami (‘nissemænd’), które przynoszą szczęście, powodzenie. Ciekawy jest też wigilijny zwyczaj tańca wokół choinki, na której umieszczone są duńskie flagi. Charakterystyczne potrawy serwowane podczas wieczerzy wigilijnej (‘julefrokost’) to: pieczona wieprzowina z czerwoną kapustą (‘flæskesteg med rødkål’), ryż gotowany na mleku z bitą śmietaną i sosem wiśniowym (‘risalamande’), deser owocowy z bitą śmietaną (‘rødgrød med fløde’) i wiele wiele innych. Na kilka tygodni przed świętami pojawia się specjalne bożonarodzeniowe piwo (‘Julebryg’), a w trakcie wigilii wypija się ‘snaps’.
Trudno by opisać wszystkie zwyczaje świąteczne Duńczyków, ale mam nadzieję, że tych kilka wymienionych zaciekawiło Was i sami poszperacie po Internecie w poszukiwaniu ‘Danske juletraditioner’.
Rower
Odkąd zacząłem szkołę, rower stał się dla mnie nieodłącznym środkiem transportu. W Danii niemal wszyscy „rowerują” (‘at cykel’, od ‘en cykel’ – rower) – do szkoły, do pracy, gdziekolwiek. Z jednej strony tutaj jest niemal wszędzie „płasko”, więc nie trzeba się męczyć, a o kondycje zawsze warto zadbać. Ale poza względami zdrowotnymi, na podróże rowerem wpływają też względy finansowe. O ile dobrze zrozumiałem, podatek od zarejestrowania samochodu wynosi tyle, co wartość auta! Stąd samochodami jeździ tu dużo mniej osób, niż mogłoby się wydawać w tak bogatym kraju.
Ja sam korzystam z przyjemności przejażdżki rowerem, choć ostatnio złapałem gumę:-( Ale jesienna pogoda skłoniła mnie do przemyśleń na przyszłość. Jak dotąd było nieźle, choć od niedawna coraz częściej pada silny deszcz a przy tym wieje jak ch***ra. A ostatnio, tuż przed wizytą prowincjałów, przeszedł chyba huragan. Niedługo zima – aż strach pomyśleć, jak będzie wtedy wyglądała moja droga do szkoły. Może tak…
Witaj szkoło!
W Danii jestem już ponad trzy miesiące, ale dopiero od początku listopada zacząłem regularne zajęcia z języka. Wszystko przez to, że od tego roku nie mamy prywatnego nauczyciela, ale uczęszczamy do szkoły językowej dla imigrantów. Zanim mogłem zacząć tam zajęcia, musiałem czekać na wszystkie dokumenty. Ale udało się i od dwóch tygodni uczęszczam do Lærdansk.
Szkoły finansowana jest z budżetu miasta, dzięki czemu każdy mający pozwolenie na pobyt w Danii i numer CPR (coś jak polski PESEL), może przez 3 lata uczyć się duńskiego za darmo. W mojej grupie jest prawie 20 osób z kilkunastu krajów. Zajęcia odbywają się niemal wyłącznie po duńsku, tak by szybko złapać wymowę, słownictwo, zwroty. Czuję się trochę jak w podstawówce, kiedy zaczynałem poznawać język angielski – język się łamie, ciągle mam wrażenie, że coś przekręcam. Do tego każdy z nas ma swój ‘śmieszny’ akcent (są m.in.: rosyjski, włoski, grecki, amerykański, litewski, rumuński), przez co uświadamiamy sobie, jak bardzo inny jest język duński ze swoim ‘miękkim d’, 9 samogłoskami, które czyta się chyba na 20 sposobów i z wieloma innymi udziwnieniami.
Koniec końców cieszę się, że uczę się tego pięknego języka. Posłuchajcie go sami.
Kopenhaga
Wczoraj wróciliśmy z Marcinem z Kopenhagi, gdzie spędziliśmy kilka dni na zwiedzaniu duńskiej stolicy. Okazją była jesienna przerwa od szkoły, czyli tzw. Kartoffelferien, które uczniowie i studenci mieli przez cały tydzień. Zatrzymaliśmy się na Stenosgade, gdzie jest Kościół Serca Jezusowego i jedna z dwóch jezuickich placówek w stolicy.
Pogoda, jak na tę porę roku w Danii, dopisywała – padało jedynie momentami:-). Samo miasto odwiedziłem już wcześniej w drodze do Lourdes, ale dopiero teraz mogłem spokojnie pozwiedzać różne jego ‘zakamarki’. I muszę powiedzieć, że było super! Mimo że po mieście poruszaliśmy się pieszo, to zmęczenie schodziło na dalszy plan po tym, co widziałem. Długo by opowiadać, ale z najważniejszych miejsc, w których byliśmy, wymienię Muzeum Thorvaldsena (słynnego duńskiego rzeźbiarza), Kastellet (wspaniały fort otoczony wałami), Kongens Have (Ogród Królewski) oraz oczywiście Wolne Miasto Christiania. Mieliśmy też okazję popłynąć łodzią kanałami w centrum miasta. W trakcie godzinnego rejsu zobaczyliśmy Kopenhagę ‘z zewnątrz’, dzięki czemu wiedzieliśmy, gdzie jeszcze nas nie było. Prawdę mówiąc, dwa i pół dnia to niewiele czasu, żeby zobaczyć wszystkie główne atrakcje Kopenhagi. Dlatego już teraz szykuję się na następną podróż! (Zapraszam do galerii)